Jak zdarzyło mi się już kilkukrotnie wspomnieć: planowanie, analizowanie i nadawanie naszym zabawom sztywnych ram, nie wychodziło nam na dobre, a żeby być dokładniejszym, to w zasadzie doprowadziło nas do ciemnej otchłani, totalnej klapy. Dlatego gdy już z tej nory wyszliśmy, to unikałam tego jak ognia. Okazuje się jednak, że planowanie jest bardzo spoko, jak się do niego odpowiednio podejdzie. Wydaje mi się, że w końcu osiągnęłam w tym temacie równowagę i przy okazji połowicznego podsumowania projektu 62, dzielę się swoimi spostrzeżeniami.
•••
Nasz dziennik nie funkcjonuje długo i nadal jest w fazie prototypowej. Jednak za jego powstaniem, kryje się masa innych prototypów, zalegających w szufladach. Wielokrotne próby chwycenia tego tematu, ostatecznie okazały się całkiem pomocne. Wyciągnęłam z nich taką ilość lekcji „czego nie robić”, że tym razem musiało skończyć się dobrze. W końcu zabrałam się za to jak należy. Nie sądzę, żeby w najbliższym czasie mocno zmieniła się forma dziennika i planowania w ogóle. Przede wszystkim, nie jest on jakimś magicznym narzędziem. Nadał po prostu formę, temu co robiliśmy od dawna. Nie chciałam za jego pomocą, przeprowadzać rewolucji treningowej, bo na tym polu wypracowaliśmy fajny tryb działania. Postawiłam na analizę i cele długoterminowe, zamiast dziwnych prób rozmyślenia wszystkiego naprzód. Poza tym, pojawienie się dziennika, nie wiązało się w żadnym stopniu, z presją i intensyfikacją ćwiczeń. Chciałam je po prostu uporządkować. Po miesiącu obserwacji, stwierdzam, że udało się. Nadal mamy totalny luz wewnętrzny, a Vuko wydaje się być zadowolony. Oczywiście miesiąc, to jest bardzo krótko na definitywne wnioski. Jednak dobre planowanie było moim głównym celem dla projektu 62, o którym możecie przeczytać tu . Zbliża się półmetek całej zabawy, co jest doskonałą okazją do omówienia tego, jak sprawdza się główna misja pt. „dziennik bez presji”. Poniżej wyodrębniłam punkty, które wydają mi się najważniejsze w tym wszystkim.
•••
Zacznijmy od samego planowania
Filary
Czyli najważniejsza rzecz, ze wszystkich ważnych rzeczy. Coś co nakreśliłam sobie mocno i wyraźnie na początku dziennika i o czym staram się pamiętać, wychodząc na każdy „trening”. Nie boję się już tego słowa, bo przestało wiązać się z tym, co wcześniej nam przeszkadzało. Założyłam sobie, że przede wszystkim nie mam zamiaru oczekiwać za dużo. Chcę żeby był to chaos kontrolowany, zamiast perfekcyjnej organizacji. Dziennik ma być miejscem analizy. Ma pomóc wyłapać błędy, problemy, zadry i zmotywować do systematycznego dreptania do przodu. Jednak nie ma mnie popędzać. Vuko ma nadal być zadowolonym pieseczkiem, a ja mam nadal mieć luz. Uznałam, że dopóki trzymam się tych wytycznych, dokładniejsze planowanie nie zrobi nam krzywdy. Póki co, nie zrobiło, za to bardzo fajnie pokazało co się sprawdza w naszych ćwiczeniach, a co nie i pomogło to wzmocnić.
Więcej analizy, mniej planowania i cele długoterminowe
Nie wiem co sobie kiedyś myślałam, próbując zaplanować jak będzie wyglądał każdy trening. To jest absurdalne i ja się wcale nie dziwię, że nam wtedy nie wyszło. Mogę za to z powodzeniem zaplanować, co chciałabym danego dnia poruszyć i z pośród tych rzeczy wybierać. Dostosowywać się do tego, jak danego dnia pracuje pies. Oczywiście mamy pewne ramowe punkty, jak rozgrzewka, poruszenie wybranego tematu i cool-down. Wrzucane w różne momenty spaceru podstawy podstaw, których nigdy za wiele. Ale jak to zrobimy, gdzie i kiedy, to już zależy od nas. Mogę też ostatecznie nie wyjąć zabranej ze sobą hopki i też nic się z tego powodu nie stanie. Albo zrobimy coś innego, albo po prostu postawię sobie w dzienniku kropkę nienawiści :P.Bardzo fajnie sprawdziło mi się planowanie na miesiąc, dwa do przodu i rozbijanie tego na tygodnie tematyczne, w których chwytam się za wybrane zadania. Później daję psu od nich odpocząć i w następnym tygodniu chwytam za coś innego. Takie przerwy mogą zdziałać cuda (sprawdzone info). Co chyba najistotniejsze, tematyczne tygodnie nie stoją nade mną z batem i nie mówią: „musisz zrobić to i to”. One służą za podpowiedź, a poruszane tematy są celem długoterminowym. I tak np. flip zaliczył u nas dwa tygodnie* tematyczne zanim osiągnęłam, co chciałam osiągnąć. Jakby zaliczył cztery tygodnie, to też nic by się nie stało z tego powodu 😉
Staram się przede wszystkim skupić na tym, co działo się danego dnia, co było fajne, co mniej. Jakie płyną z tego wnioski i co mogłabym zrobić następnym razem. Wypróbowuję różne metody, szukam swojego błędu, czy złego ruchu, czegoś co utrudnia psu. Dużo myślę i dużo pytam i dużo wertuję wspomnienie z treningu. Zdecydowanie mniej zastanawiam się nad tym, kiedy i jak chce mieć coś zrobione.
*tygodnie tematyczne nie oznaczają, że ćwiczymy codziennie, siedem dni, tak samo, to samo, bez przerwy i tak dalej – broń Boże, nieeeeeeeee
Konsekwencja kontra spontaniczność
To jest dla mnie najtrudniejsza sztuka w całej tej zabawie. Wyznaczenie kwestii, w których jest miejsce na dodatkowe zadanie i wyznaczenie takich, gdzie miejsca na to nie ma zupełnie. Do tego balansowanie na krawędzi: „tak pięknie nam idzie, zróbmy coś więcej”, kontra: „trening zakończony o czasie”. To nie jest proste, użerałam się z tym strasznie długo, ze zdecydowaną tendencją do przechylania się w stronę spontaniczności 😉 Ale kontrolowana spontaniczność przynosi efekty. Kończenie treningu o czasie, czy odpuszczenie danego zagadnienia na kilka dni, nawet gdy bardzo nas kusi dalej podłubać. Połączone z zupełnie niespodziewanym bieganiem i kulaniem się w trawie, które zmienia się w super ćwiczenie. Takie balansy Pan Pies lubi 🙂
•••
Dziennik
Gdy mamy za sobą temat tego jak wygląda u nas od dłuższego czasu planowanie i jak fajnie udało się je zebrać ostatnio w ryzy. Czas na omówienie dziennika we własnej osobie i na kilka słów, o tym co pomogło mi w jego prowadzeniu.
Motywatory dziennikowe
Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że o wiele chętniej pisze się w ładnym notesie, ładnymi długopisami. Kolorowe zakreślacze, cienkopisy i zakładki, są wspaniałą pomocą organizacyjną. Pomagają wyodrębnić określone tematy. Świetnie sprawdzają się jako tzw. „trackery”. Można w łatwy sposób zliczyć ilości kropek, czy kwadratów nimi nakreślonych i oto sama królowa nauk -matematyka, przyjdzie nam z odpowiedziami, na to czego było za dużo, a czego za mało. Poza tym o wiele przyjemniej „pracuje” się przy użyciu ładnych rzeczy przecież 🙂
Systematyczność
Jest czymś niezbędnym. Wszystkie dotychczasowe poległe dzienniki poza masą innych błędów, miały tę cechę wspólną, że nie były prowadzone systematycznie. Bez tego nie ma jak przeanalizować, przemyśleć, sprawdzić efektów. Bez tego spada motywacja na prowadzenie ich, a w konsekwencji lądują w szufladzie i marny ich koniec.
Budowa
Czyli jak to u nas jest rozrysowane
Główny cel długoterminowy
Jako, że głównym motywatorem ogarnięcia tego tematu był projekt 62, stał się on również pierwszym celem głównym. Mamy wypisane założenia, ale również to czego nie chciałabym po drodze zgubić. Czego szukam i jaki mam na to wstępny plan. Uprzedzając: na zdjęciach nie ma wszystkiego 😉
Tygodnie tematyczne
Jak pisałam wcześniej, stosuję tygodnie tematyczne. Bez dziennika było to dużo luźniejsze i mniej analityczne. Tutaj wypisuję sobie określone punkty, które chciałabym ruszyć. Oczywiście nie dłubię ich wszystkich na raz. Wybieram poszczególne, łącze te bardziej myślące, z tymi bardziej biegowymi. Ale to już rozkmina na inny temat. Co do dziennika: rozpiska treningowa pomaga mi w przebieraniu tego co chciałabym zrobić i jest luźnym wsparciem gdy zadaję sobie pytania podczas zakładania butów: „co dziś?” 😉
Szczegółowa rozpiska tygodnia
Po stronie tematycznej, każdy tydzień jest rozpisany i podzielony w ten sposób. Dla każdego dnia, przewidziane jest zebranie rzeczy dobrych, gorszych i analiza treningu. Dzień ćwiczący dostaje też kropki – znaczniki o których później. Nic nie robienie oznacza zazwyczaj spacer, podczas którego pies był po prostu psem, a ja odpuszczałam analizy i plany. Ostatnią tabelką tygodnia jest miejsce na ważne spostrzeżenia, które warto wprowadzić w życie. Szybkie, luźne myśli, które zapisywałam żeby nie zniknęły mi z głowy do czasu wniosków z całego tygodnia. Na zdjęciu to miejsce jest akurat puste, bo w tym tygodniu nie miałam jakiś szczególnych olśnień 😉
Wnioski
To miejsce na analizę całego tygodnia i rozpisanie planu na następny. W przypadku obecnego celu głównego, rozbijam sobie to na trzy podpunkty, dotyczące każdej zaplanowanej misji. Staram się uwzględniać we wnioskach jak najwięcej spostrzeżeń. Napisanie: było spoko nie wniesie zbyt wiele.
Dodatkowe znaczniki
Pierwszy ze znaczników, to moje kropki śledzące ważne punkty ćwiczeń. Jak możecie przeczytać w legendzie poniżej. Zaznaczam sobie każdy ćwiczący dzień i później mogę sprawdzić, której z kropek jest najmniej i na co powinnam zwrócić większą uwagę.
Drugie znaczniki, to naklejki – zakładki, którymi oznaczam sobie poszczególne tygodnie, ważne miejsca w dzienniku i tę stronę, na której wypisałam legendę dla kropek powyżej.
Ale jak prowadzić ten dziennik tak żeby mi się w ogóle chciało?
Tak naprawdę, prowadzić go tak żeby coś z tego wynikało i żeby do czegoś się to przydało. Po co nam kolejny zużywacz czasu, który na nic się nie przydaje? Prowadźmy go tak, żeby chciało nam się tam skrobać i żeby z tym skrobaniem wiązała się konkretna analiza. Wszystkie dzienniki zalegające u mnie w szufladach i pochlipujące cicho, skończyły tam, bo prowadziłam je w sposób, który nic nie wnosił. Jeden z nich darzę szczególnym sentymentem i jest on najbliższy temu co mam teraz, bo polegał w dużej mierze na analizie i bardzo szybko przyniósł widoczne efekty. Obecny dziennik zapisuję z wielką chęcią i bardzo cieszy mnie każde nowe odkrycie, które wynika ze śledzenia swoich zapisków.
•••
Projekt 62
Tutaj nie będę się mocno rozpisywać. Jeśli chodzi o mój cel główny, czyli prowadzenie dziennika treningowego i uporządkowanie planowania, to jest jak widać. Trochę chyba w tym przepadłam 😉 Nie dość, że robię to systematycznie, to faktycznie wkręciłam się w skrobanie, analizowanie i myślenie nad tym wszystkim. Dzięki tak prostej rzeczy, jak spisanie na kartce swoich wniosków, przeskoczyłam już kilka kwestii, które nas blokowały, a to dopiero miesiąc takiego działania o.o Bardzo się ciesze, że się za to zabrałam
Dzięki analizom i rozmyślaniom, ułożył nam się bardzo fajny sposób rozłożenia treningu w ciągu spaceru. Zauważyłam rzeczy, które mamy absolutnie fantastyczne, a wcześniej zupełnie o tym nie myślałam. Wydaje mi się, że mamy teraz lepiej dostosowane ćwiczenia, do stanu psiego mózgu w czasie wyjścia i jestem w stanie zrobić więcej, robiąc mniej, ale częściej.
Co do reszty założeń, ćwiczenia z dostosowywania ruchu Vuka do mnie, wplatamy między inne rzeczy dość często i wyglądają zacnie. Bardzo chciałabym sprawdzić efekty na torze, w pobudzeniu i emocjach, żeby wiedzieć jak dalej nad tym pracować.
Nasze ćwiczenia komend i figur drepczą sobie powoli do przodu, bardzo zadowalająco, ale w ich przypadku potrzeba nam więcej niż miesiąc i nie chciałabym już teraz tego analizować. To nie są rzeczy do bezsensownego przyśpieszania.
•••
Jeśli dobrnęliście do końca tych rozważań, to bardzo się cieszę 🙂 Mam nadzieję, że komuś, kto jeszcze się nie przekonał, przydadzą się nasze dziennikowo – planowe doświadczenia. A jak to wygląda u Was? Wszystko zaplanowane, rozpisane, czy pełen spontan? Osobny dziennik dla psa? Czy dzielicie się z piesełami własnymi plannerami?
Może nie pierwsza przeczytałam, ale przynajmniej skomentowałam!
Muszę przyznać że pomysł jest genialny. W moim dzienniku zdecydowanie brakuje podsumowań i planów tygodniowych – mam tylko miesięczne. Dodam do niego coś od Ciebie, coś od siebie i będzie super 😀
Znowu rozwalasz system!
Pozdrowionka!
P.S. Kocham te kropki-znaczniki.I ten zeszyt 💙
PolubieniePolubienie
Hahaha ja też uwielbiam te kropki ❤ To jest mój ulubiony element i zawsze z mega zaangażowaniem je tam zaznaczam, liczę i ogarniam 😛
PolubieniePolubienie
Idę na spontan. 🙂 Nie wszystko można zaplanować. Dziś jest jakaś moda na „planowanie wszystkiego” i zapisywanie to tu to tam. Bujo i te sprawy. Na razie do tego nie dorosłam.
PolubieniePolubienie
Ja jestem głównym propagatorem spontanu, serio. W wielu rzeczach idę na żywioł, a planowanie nie jest moją mocną stroną. W psich sprawach wyszło nam to wcześniej bardzo na złe. Natomiast tak jak pisałam, ja nie planuję, a raczej analizuję i to się sprawdza jak najbardziej, a nadal jest pełne spontaniczności 😀
PolubieniePolubienie
Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi sie pomysł na taki dzienniczek. Mam ochotę już, teraz, natychmiast biec do sklepu po jakiś ładny zeszyt i zabrać się do analizowania i pisania! 😀
PolubieniePolubienie
Wow super, cieszę się, że pobudziłam chęci organizacyjne 😀 jak już się coś naskrobie, to koniecznie się chwalić proszę mi tu 🙂
PolubieniePolubienie