Psie sztuczki są super, ale jak to zwykle bywa, do tanga trzeba dwojga. Żeby mieć z tego prawdziwą frajdę i czerpać z tego pozytywy dla naszej psio-ludzkiej relacji, warto zwrócić uwagę na kilka spraw.
Z naszym sztuczkowaniem bywa różnie. Gdy mamy co robić sportowo, sztuczki leżą sobie zakurzone. A gdy utkniemy w jakimś punkcie, do czasu spotkania z kimś mądrym, zabieram się za odkurzanie głów. Kolejny deszczowo-smutno-nienawiwdzęciępogodo dzień przyniósł idealną sposobność do nauki nowości. Przy tej okazji zauważyłam, jak wiele czynników wpływa na komfort naszej wspólnej zabawy. Przebiegły mi w pamięci wszystkie źródła niepotrzebnej frustracji, które udało nam się po drodze bezpiecznie ominąć i przypomniało jedno, w którym zmoczyliśmy się po samą głowę, zanim do końca do mnie dotarło. Chciałabym się dzisiaj podzielić z Wami tymi obserwacjami.
•••
Kwestia najważniejsza ze wszystkich
Nie spinać się i nie porównywać do innych. To ma być zabawa, to jest tylko zabawa. Jeśli myślicie poważnie o sportach, to jest masa innych rzeczy do nauki niż tysiącpińcset sztuczek. Nauka na wyścigi nie ma najmniejszego sensu i jest głównym źródłem wszelkiej frustracji. Po co to komu? Jaka z tego zabawa?
Kwestia podstaw
Motywacja, skupienie na przewodniku i kliker, lub inny sygnał mówiący: „robisz to dobrze”. To jest nam niezbędne i zakładamy w tym wpisie, że ten temat już liznęliśmy i teraz chcielibyśmy porobić coś więcej niż „siad”, „waruj” i „podaj łapę”
Niektórzy ludzie w ogóle nie uczą swoich psów innych komend niż te podstawowe, a jeszcze inni próbują przerobić wszystkie sztuczki w pierwsze pół roku życia psa. Ani jedna skrajność, ani druga nie jest dobra. Szczeniak musi mieć okazję być po prostu szczeniakiem i jest całe mnóstwo rzeczy, których warto go nauczyć, poza finezyjnym ułożeniem łapki, które będzie dobrze wyglądało na zdjęciach. Mamy masę ważnych życiowych komend, przywoływanie, zostawianie, zostawanie, socjal. Warto mieć to na względzie. Jednak sztuczkowanie w granicach rozsądku jest super. Rozwija w psie kreatywność, inicjatywę, niektóre sztuczki są doskonałe na wzmocnienie mięśni, rozwija więź między przewodnikiem, a psem i przydaje się na dalszych etapach pracy. No i do zdjęć też są fajnie, już bądźmy szczerzy 😉
Powoli do przodu, drobnymi krokami
Chyba wszyscy wiemy, jak ważne w nauce wszelkich zachowań jest powolne, stopniowe dreptanie do przodu. Są sztuczki, których jesteśmy w stanie nauczyć psa w jedną, dwie sesje. Są psy i są zachowania przychodzące im tak łatwo, że jesteśmy w stanie wpoić im je przy drugim, trzecim powtórzeniu. Jednak są też takie, których nauka zajmie kilka, kilkanaście sesji, złożonych z bardzo drobnych elementów. Niekiedy mamy też takie ćwiczenia, przy których konieczne jest aby pies rozwinął pewne partie mięśni i świadomość ciała, co oznacza, że nawet gdy jego mózg już dawno kuma co ma robić, to ciało niestety nie jest w stanie tego udźwignąć. I taką sztuczką jest np. wchodzenie czterema łapkami na małe przedmioty, czy tak popularny suseł/wiewiór/poproś w przypadku cięższych psów. Dojście z takimi ćwiczenia do etapu, gdzie pies jest w stanie utrzymać się w określonej pozycji, nie chwiejąc się na wszystkie strony jak galareta i nie robiąc sobie krzywdy, zazwyczaj zajmuje trochę czasu i nie przeskoczymy tego. Fajnie jest mieć kilka takich wymagających ćwiczeń i robić je przy okazji innych aktywności. W ogóle nie traktować ich jak jakiś niesamowity cel, czy zadanie. Znaleźć sobie coś łatwiejszego i milszego do szlifowania, a te rzeczy robić ot tak, po prostu. Czekając na windę czy autobus zrobić 2-3 powtórzenia. Zaproponować psu wejście na jakiś mniejszy niż zwykle kamień na spacerze. Któregoś dnia pieseł sam nas zaskoczy i nawet nie będziemy wiedzieć kiedy to się stało, a on po prostu będzie umiał.
Sztuczki prowadzące do innych sztuczek
Jest cała masa psich zachowań, które raz wypracowane pomogą nam przy nauce innych zachowań. Np. „Podaj łapę”. Jedna z bardzo podstawowych sztuczek, przez niektórych znienawidzona, przez innych uwielbiana. Dobra na rozgrzewkę przed treningiem, z pozoru nieszkodliwa. Czasem prowadząca do bezustannego pacania nas dla zwrócenia uwagi. Ilu ludzi tyle zdań. Oczywiście jeśli przy spotkaniu z „cywilem” okaże się, że twój pies tego nie potrafi, to będzie oznaczało, że jest głupi i koniec, pamiętaj ;). Wracając, „podaj łapę” to dobry przykład sztuczki, która może być świetnym punktem wyjścia dla nauki kolejnych np. przybijania piątki i podnoszenia łapki do góry. To samo tyczy się warowania, siadania i targetowania. Z czasem, gdy zacznie nam przybywać tego czego się nauczyliśmy, każda kolejna sztuczka będzie rozpoczynana z wyższego punktu. Dlatego warto mieć wypracowane te podstawowe komendy, nawet jeśli „podaj łapę” nie przyda nam się w frisbee.
Kreatywność bardzo wskazana
Założenie jest takie, że do sportu, do sztuczek, do ćwczeń chcielibyśmy mieć psa, który z radością szuka tego zachowania którego od niego oczekujemy. Szukający pies, jest nam niezbędny do nauki czegokolwiek. Jesli piechu usiądzie jak słup, nie oferując niczego, co moglibyśmy nagrodzić, nie będący zainteresowany nagrodą, to sytuacja jest dość trudna. Natomiast szczeniak, u którego od początku promuje się inicjatywę, wyrośnie nam na psa, który z wielką chęcią będzie wyrzucał z siebie mnóstwo zachowań szukając tego, którego chcemy i tutaj możemy przejść do kwestii kolejnej
Wszystko na raz, tylko nie to co trzeba
Tutaj posłużę się przykładem moim własnym. Vuko jest kreatywnym psem i gdy uczymy się czegoś nowego, oferuje całą masę zachowań, za które miałabym go nagrodzić. Problem może pojawić się wtedy, gdy zachowań ja za dużo na raz, a żadne z nich ni jak nie pasuje do tego czego oczekujemy. Pies zaczyna się denerwować, ciągłym brakiem potwierdzenia, że cokolwiek co robi jest dobre. Człowiek zaczyna się denerwować, że pies robi wszystko, tylko nie to co trzeba i zaraz się zgasi i pójdzie do kąta, a przecież nie możemy skończyć tak smutno sesji. Co tu robić olaboga. Znaleźć punkt zaczepienia.
Jeśli pies nie wie o co nam chodzi i naparza tysiącem zachowań na minutę, to albo źle go naprowadzamy, albo jest zbyt nakręcony. Cofamy się w głowie i albo staramy się znaleźć absolutnie najprostsze zachowanie, które ma cokolwiek wspólnego z tym czego oczekujemy, albo proponujemy psu wykonanie jakiejś znanej komendy, ale dość spokojnej i statycznej, żeby trochę ochłonął.*
W pierwszym przypadku, zaznaczenie psu jakiegokolwiek, choć odrobinę dobrego ruchu powinno go uspokoić. Vuko np. gdy szuka tego o co mi chodzi, gdy kliknę mu poprawne zachowanie, natychmiastowo zatrzymuje się w okolicach tego ruchu, który wykonywał i przestaje szukać innych pozycji, nie frustruje się, bo wie, że gdzieś jest to o co mi chodzi i to tu należy dalej kombinować. Jak w zabawie w ciepło i zimno.
*Drugiego przypadku, nie warto przeciągać zbyt długo. Mamy pieseła, który trochę wyluzował? super, to teraz przejdźmy do tego co napisałam wyżej. Nie chcemy go spalić i nauczyć, że jakaś określona sztuczka zawsze doprowadzi, go do nagrody.
Metoda dostosowana do psa
Najprostszym sposobem do niepotrzebnych frustracji, jest próbowanie na siłę uczyć swojego psa, w sposób, który na niego nie działa. Każdy pies jest inny. Już pomijając to co je motywuje i cieszy, każdy trochę inaczej układa sobie różne rzeczy w głowie. Warto szukać odpowiedniej dla niego metody, zamiast na siłę wypróbowywać akurat taką, którą wyszukaliśmy jako pierwszą. Pierwszy przykład z brzegu:
Mieliśmy przez weekend szczeniora jamnika do niańczenia. Wiecie jak trudno jest nauczyć jamnika warowania, taką samą metodą jak psa z wyższymi łapkami? Jak ta mała, słodka parówa, usiadła, wystarczyło, że pochyliła głowę i już była w stanie dostać się do smakołyka kierowanego na ziemię 😛
Psy o różnej anatomii będą wymagały czasem innego podejścia. Warto o nie spytać, lub go poszukać i nie spinać się.
Zakończenie
To jest coś czego nauczyłam się na własnej skórze i co uświadomili mi mądrzejsi ode mnie. Gdy przygotowujemy się do nauki z naszymi psami, jedną z pierwszych rzeczy, które z pewnością gdzieś przeczytamy, będzie: krótkie, ale częste sesje zakończone sukcesem. To wiemy, to wiedziałam ja i każdy, kto choć trochę liźnie tego tematu. Jednak krótkie, znaczy serio bardzo krótkie. W przypadku piesełów, które dopiero pracują nad motywacją i skupieniem: minuta, dwie i koniec w chwale i radości.
Kończąc sesję w momencie największej zabawy, w pewnym sensie zabieramy psu cukierka, akurat wtedy gdy już dostał się do nadzienia. Następnym razem coraz bardziej będzie chciał się do tego nadzienia dostać i będzie miał po co to wszystko robić 😛
Wyczucie czasu, w którym warto zakończyć sesję, czy trening to jest w ogóle trudny temat. Bo gdy widzimy jak nasze futro szaleje, aż chciałoby się zrobić jeszcze jedną i jedną rzecz. Sama mam z tym problem i zdarzy mi się czasem, że kończymy zabawę i wiem, że powinnam była zrobić to chwilę wcześniej. Dlatego lubię zajęcia z trenerem, seminaria itd. Tam ktoś mądry, wie to za mnie 😉
•••
Na zakończenie powtórzę tylko to, co zaznaczyłam na początku. Mówimy tu o nauce sztuczek, nie o posłuszeństwie, ścisłych komendach, czy sportach konkretnie. Sztuczki mogą nam pomóc przy innych aktywnościach, ale spora ich część, ma być po prostu źródłem radości, z tego co udało się razem dokonać. Ta droga do konkretnego efektu, wnosi coś do relacji tylko wtedy, gdy pozbawiona jest spiny, a pełna jest zrozumienia między jednym, a drugim członkiem drużyny 🙂