Psiarzu, bądź dokładny

18337142_10213123228823715_1570963296_n

Czyli o tym czego warto unikać podczas nauki wszelkich komend i sztuczek. Wszyscy wiemy, że człowiek  uczy się na błędach. Najlepiej uczyć się na cudzych, w tym przypadku moich i kilku zaobserwowanych. Wszyscy wiemy też, że lepiej uczyć od nowa, niż odkręcać to co popsute. Tak więc, łapcie wpis o tym jak nie popsuć 🙂

Gdy trafia pod nasz dach pies, musimy zdawać sobie sprawę, że on nie mówi w naszym języku. Niby to jest takie zupełnie oczywiste, ale przecież te mądre oczy tak patrzą jakby rozumiały, te mądre uszy reagują na ton naszego głosu, a te słodkie brzuchole wiedzą kiedy ogrzewać nas gdy nam źle. Zupełnie jakby czytały w myślach prawda? I o ile nasze futrzaki całkiem dobrze radzą sobie z rozumieniem nas, zdawałoby się, że często lepiej niż my z rozumieniem ich. To jednak nadal pozostają odrębnym gatunkiem. Gdy trafił do mnie Vuko, ogromnie ułatwiło mi budowanie z nim, naszego własnego języka, spojrzenie na niego jak na kosmitę, na obcej planecie. Jej zwyczaje są mu zupełnie obce, jej język i gesty nieznane, a w okół ogrom nowych bodźców. Takie porównanie ułatwia zrozumienie, że pokazując psu po kolei gesty czy słowa budujemy mu w głowie całą encyklopedię o nazwie: „planeta ludzi i jak to obsługiwać”. On bardzo dokładnie przeanalizuje sobie nasze gesty, będzie starał się zrozumieć co znaczy co. A jeśli my pokażemy to źle, to możemy winić już tylko siebie. Poniżej kilka błędów, które wyłapałam przy budowaniu ludzkiej encyklopedii.

1. Zły dobór gestów i słów

To dosyć absurdalne. No bo, czy pies będzie warował na słowo: „waruj” czy na słowo: ” trawnik”, nie ma dla niego znaczenia. To ma znaczenie jedynie dla nas. I wydawałoby się, że możemy sobie dowolnie określać język, którym komunikujemy się z psem. I o ile w przypadku komend „dodatkowych”, które używamy dla zabawy, do zdjęć, czy do sportów, nie ma to takiego znaczenia, to w przypadku komend, które zna każdy przeciętny człowiek, warto zostawić je w takiej formie, w jakiej są powszechnie znane, nie tyle dla naszej wygody, co dla wygody naszego psa.

I tu przykład pierwszy:

Po wprowadzeniu do domu małego szczyla gesty do komend „zużywały” mi się w szybkim tempie. Dla warowania wybrałam sobie podniesioną otwartą dłoń, Vuk nie miał z tym problemu, ja tez go nie miałam. Pojawił się, jak zaczęło się psie zapoznawanie z rodziną i znajomymi. Wszyscy kazali mu warować, gestem palca wskazującego ziemię. I ponieważ mówili przy tym komendę słowną, jakoś to szło. Jednak widziałam, że pies ma lekką kołomyję w głowie, a po co mu to? Zmieniłam więc gest dla jego spokoju.

Przykład drugi:

Ponieważ potrzebowałam dla Vuka komendy, do wchodzenia na przedmioty czterema łapkami, poprosiłam trzeciego członka naszej ekipy, żeby podrzucił mi jakieś słowo. Pierwszym, co rzucił było: „bekon”. I szczerze? Okazało się to bez sensu. To słowo niby obojętne dla psa, mnie kojarzyło się raczej z jajecznicą. Jakoś dziwnym trafem znacznie lepiej szło nam podnoszenie poprzeczki przy tej sztuczce, po zmienieniu słowa na coś bardziej instynktownego. Na coś co wymuszało na całym moim ciele, tę samą mowę co na ustach.  Aktualnie wchodzimy sobie na „opopop” i jest fajnie.

Kwestia jeszcze jedna. Są pewne sytuacje, w których koniecznym jest aby obca osoba mogła porozumieć się z naszym psem. Ucząc go dziwnych słów czy gestów, dla komend z życia codziennego bardzo utrudniamy mu funkcjonowanie. Już nie wspominając o komendzie „stop”, czy „stój”, która może psu uratować życie, a którą instynktownie wyrzuci z siebie każdy.

2. ‚Zaznaczanie” na wyrost

Nauka wszelkich komend, szczególnie tych bardziej złożonych, czy takich, które są kilku etapowe to tzw. „wchodzenie po drabince”, o którym mówią mądrzy ludzie. Pies opanowuje jeden etap, idziemy dalej, dalej i dalej. Tempo dostosowujemy do pieseła. A jak wiadomo im więcej etapów, tym więcej momentów, gdzie może coś pójść nie tak. A nasze złe, lub zbyt wczesne zaznaczenie jakiegoś zachowania, może skomplikować całą resztę przedsięwzięcia.

przykład:

Idealnym przykładem tego błędu jest u nas sztuczka nazywana „stópki”, „łapki”, w naszym przypadku : „akuku”. Rozłożyłam sobie to na części pierwsze i zaczęłam naukę. Dotarliśmy do etapu, gdzie Vuko jest już pomiędzy moimi nogami i ma ułożyć swoje łapki na moich stopach. Gdy mu się to udaję, ja radośnie klikam, piszczę i daję smaki. Kolejne próby, i znów to samo. Fajnie. Jednak gdy chcieliśmy przejść do etapu wspólnego dreptania, okazało się, że przy moim poprzednim klikaniu i cieszeniu się pan pies owszem miał łapki na moich stopach, ale jego tyłek radośnie spoczywał na ziemi. Niemożliwym okazało się wspólne przemieszczanie, gdy zad trzymał się podłogi jak przyklejony, a przednie łapki wysuwały na moich stopach ile się dało w przód i tyle. Nie pozostało nic innego niż odkręcanie. Musiałam najpierw naklikać panu psu, że między nogami można stać, nie koniecznie siedzieć, a później wrócić do etapu stawiania łapek. Teraz dreptamy sobie szczęśliwie, ale jak pomyślę ile się nakombinowałam przy odkręcaniu własnej głupoty, to dwa razy zastanawiam się przy kolejnych sztuczkach tego typu.

3. Brak dokładności

Jak wspominałam wcześniej, pieseły nasze dość dokładnie kodują sobie to co im pokazujemy. Często my sami nie zwrócimy na coś uwagi, a dla psa jest to zupełnie istotny element danej komendy. Czasem bywa i tak, że mamy jakąś komendę względnie opanowaną, a nagle gdzieś coś się psuje. Pies trochę inaczej się ustawia, dodaje coś od siebie. I myślimy sobie dlaczego? Widocznie, gdzieś kiedyś raz, drugi, trzeci, dostał pochwale czy nagrodę wykonując komendę w zmieniony sposób. I uznaje, że tak jest własnie dobrze. Przecież to mu własnie powiedzieliśmy.

przykład:

Vuko pięknie dostawiał mi się do nogi. Przyklejał się całym ciałem i siadał. No i wszystko było ok, do czasu, jak kilka razy z braku dokładności, nie poprzywiązywawszy do tego wagi nagrodziłam go, gdy po dostawieniu, położył łapkę na moim bucie. Kilka takich sytuacji, bez mojej korekty i aktualnie Vuk tak właśnie równa. Z łapką na moim bucie. Z boku wygląda to trochę zabawnie, trochę słodko, ale wiem, że gdyby miał to oceniać ktoś superpro to spojrzałby na to z politowaniem. Cały czas zastanawiam się czy coś z tym robić. Mnie to zupełnie nie przeszkadza, zawodów z posłuszeństwa nie planuję, więc w sumie, może mnie deptać tą łapką. Jeśli macie jakieś argumenty, że to źle i bez sensu, to piszcie śmiało w komentarzu, bo sama nie wiem czy to odkręcać czy nie.

4. Zosiosamowatość

To dotyczy wszelkich poprzednich przykładów, i ściśle wiąże się z punktem trzecim. Czyli uczymy się czegoś co przyda nam się w jakimś sporcie, a wykonujemy to nieprawidłowo. Uczymy się tego tak jak nam się wydaje, a potem przychodzi do wykorzystania tej komendy i wszystko leży. Zamiast poradzić się kogoś kto się na tym zna. Między innymi z tego powodu nie zaczynałam z Vukiem niczego poważniejszego z frisbee, do czasu spotkania w tej kwestii z kimś doświadczonym.

Przykład:

Vuk ma tendencje do zataczania ogromnych łuków. Przy obieganiu mnie na zabawkę w ręce czy na smakołyk, było w porządku, natomiast gdy przychodziło do obiegu z aportem czy to do dysku czy piłki, wystrzeliwało go w kosmos. Próbowałam kilka razy rzucać dekle bez obiegu, ale wiadomo, że to raczej bardzo, bardzo średnio. Bardzo. Temat odpuściłam do czasu semi, na którym dowiedziałam się co zrobić i teraz Pan pies obiega mnie dosyć ciasno. Problem zażegnany w samym swym zalążku. I tyle. A ile przykładów mogłabym mnożyć dookoła, gdzie odkręcanie pewnych rzeczy trwa długo i długo, bo wryło się tam mocno w głowy przeróżniastych psów?

5. Nie dostosowanie komend i gestów na przyszłość

To jest błąd, o którym czytałam, który widziałam i, o który się martwiąc, nie tykałam sama wielu nowych rzeczy. Dlatego tutaj nie będzie konkretnego przykładu, ale chciałabym o tym napomknąć. Jeśli dopiero zaczynamy przygodę z czymś nowym, trudno jest nam przewidzieć pewne przyszłościowe sytuacje. Tak jak w punkcie 4, warto ruszyć temat z kimś doświadczonym, ponieważ on już doskonale wie, że taki i taki gest ułatwi nam wykonanie takiego i takiego kolejnego gestu jeden po drugim. Wie, że taka komenda będzie łatwiejsza dla, psa a takie ułożenie ciała pozwoli swobodnie przejść do kolejnego. Na własne życzenie możemy sobie jakimś głupim ułożeniem ręki, do którego przyzwyczaimy psa utrudnić wykonywanie całych sekwencji np. we freestyle’u.

Dobrze radzić się mądrych ludzi, dobrze uczyć się na błędach innych 😉 każdy je popełnia i mam nadzieję, że moje bezustanne przyznawanie się do nich ułatwi życie Wam. Wiem też, że dla obidogów, czy innych doświadczonych sportowców nie odkryłam nic nowego, ale np. takiej mnie rok temu ten wpis pewnie by pomógł.

Do następnego 🙂

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s